Po wizycie na wonnym markecie, ucielismy sobie drzemke, ktora jak to u nas bywa przeciagnela sie do poznych godzin popoludniowych. Pogoda dopisywala wiec gdy tylko slonce ukazalo sie naszym oczom, pobieglismy w kierunku dalszych eksploracji Tokyo. Tym razem pokusilismy sie na (nie)maly shopping i zwiedzanko dzielnicy Asakusa (a- sock-sa).
Glowna ulica Kappabashi-dori to raj w ktorym rzesze restauratorow i kucharzy zaopatruje swoje przybytki kulinarne w chyba wszelkie mozliwe na swiecie utensylia . Mozna tutaj kupic wszystko od papierowych neonow oswietlajacych knajpki i ulice, przez najbardziej wyszukane naczynia, meble, kasy fiskalne, po paleczki i setki kosmicznych kuchennych gadzetow
Czasem warto zboczyc z przewodnikowego szlaku :)
(Na tej ulicy wstapilismy na obiad do pierwszej napotkanej restauracji. Wybralismy katsu z kurczaka i katsu z wieprzowiny. Moglibysmy przysiac, ze owy kurczak i owa wieprzowina wyrosly z tego samego zwierzecia (wolimy nie snuc domyslow z jakiego;) ) ...i wlasnie dlatego codzienne wieczorne poszukiwanie miejsca do zjedzenia zajmuje nam wieeeeeele wiecej czasu ;))
Wychwalana w przewodnikach swiatynia Senso-ji z okresu wczesnego Edo, musi stanowic wspanialy widok....tak sobie wyobrazamy, jako ze oczywiscie odbywa sie wlasnie generalny remont jej zewnetrza... Na zdjeciu zaledwie swiatynna brama burzy - Kanimarimon, z mega lampionami, i bostwami chroniacymie swiatynie Fujin- bog wiatru, oraz Raijin- bog piorunow. A za nami druga najwyzsza pagoda w japonii....w ksztalcie ciastka, jak mi sie wydaje... badz ciastka robione sa na ksztalt pagody... :)
Na droge powrotna do domu, dla odmiany, wybralismy rejs po Sumida-gawie. Lovely:)
No comments:
Post a Comment