Tuesday 16 June 2009

Gorzka zemsta krzaczkow

Otoz jak podaly nienamacalne zrodla Tokijskie, na japonskim horyzoncie w pierwszych, traumatycznych dniach pobytu Arturo na obcej ziemi, pojawily sie pierwsze wyzwania. Na ich czele krucjata po antiperspirant i szampon. Poprzeczka w postaci opakowan w jezyku krzaczkowym zostala jednak postawiona w tym przypadku zbyt wysoko... Wystapila powazna obawa przed pomylkowym uznaniem srodka dietetycznego za szampon, badz masci na hemoroidy za antiperspirant, gama mozliwosci omylek w tym przypadku wydaje sie nie miec konca... Jako przykladna przyszla zona, wyciagajac pomocna dlon dla mojego, pachnacego coraz mniej zachecajaco Arturo, podjelam sie rozwiklania krzaczkow katakany, hiragany i innych tam kanji na stronie japonskiego body shopu. Przepelniona duma, przepelzlam przez oczoplasujacy gaszcz, by przy koncu tej podrozy odkryc mape sklepow obfitujacych w szampony i mydelka!...Yeah!!! .... Owoce mej pracy z satysfakcja przekazalam Tokijskiej polowce.....z przykroscia odkrywajac ze trudy me nie zostaly jednak docenione... Arturo jakos nie chetnie chcial emanowac w pracy aromatem bodyshopowej brzoskwinki, truskawki czy tam innej lawendy ? Gdzie sa meskie kosmetyki, pyta, gdzie?? .............. Minelo pare tygodni, sytuacja zdaje sie poprawiac, w zwiazku z odnalezieniem sklepow o szerszym asortymencie, zawierajacym produkty opatrzone angielskopodobnymi etykietami :) Z optymizmem patrze w przyszlosc :)

Co do Japonii samej w sobie... Jako ze Arturo ma ograniczone zdolnosci w ustnym przekazie jakichkolwiek wydarzen, Tokio widziane jego oczami i oddane jego slowami, jawi mi sie jako metropolia krytycznie uboga w atrakcje, nuzaca, acz miejscami smieszna, deszczowa, pracowita i generalnie nie warta swieczki ;)... Na pytanie, gdzie byles w ten weekend, co robiles, co ciekawego zobaczyles, mozna spodziewac sie pelnych niespodziewanych zwrotow akcji i dreszczykow emocji, nie majacych konca elaboracji...

Aczkolwiek podejme sie proby streszczenia jego opowiesci na temat wyprawy do jakiejstam dzielnicy, ktora wygladala uderzajaco podobno do nastepujacego zdania zlozonego ‘’To jest tam gdzie jest ta cala smieszna elektronika. Bylo smiesznie, ludzie byli tacy zabawni i wszystko bylo smieszne....’’ Czesto w jego narracji pojawiaja sie poetyckie opisy swiata przyrody (‘’lalo caly dzien’’) kulinarnych przygod i rozmaitosci kuchni (‘’bylem w tej restauracji ale nie smakowalo za dobrze’’ ) lub ekscytujacych trudow zycia codziennego (‘’opracowanie jak sie spuszcza wode w kiblu zajelo mi jakies pol godziny! i nie wiem czy sobie przy tym nie wylaczylem cieplej wody w lazience’’(... tak a propos toalety to z pewnoscia pokusze sie na osobny post ;)! ))... Tak. I to wlasnie jest moj Mickiewicz Adam! :)

Takze, musze przyznac, karmiona tymi teczowymi opowiastkami, oczekuje na swoj wyjazd jak na szpilkach... A powaznie, to nie jest tak najgorzej, zwykle seria wyczerpujacych pytan jednakze udaje mi sie otrzymac satysfakcjonujace mnie wypowiedzi. Lata praktyki :)  

Moj wylot juz za tydzien, wiec nareszcie zaobfituja blogowe relacje :) 


No comments:

Post a Comment